Skip to main content

Alergologia – niemowlę czy starzec?

W 1873 r. Charles Blackley związał przyczynowo gorączkę sienną z nadwrażliwością na pyłki roślin i podał dokładny opis testu pyłkowego, skórnego, ocznego i nosowego.


W 1839 r. Franęois Magendie opisał niewytłumaczalne w tym okresie zjawisko. Po powtórnym wstrzyknięciu królikom tak nieszkodliwej substancji jak białko kurze, badacz ten zauważył u nich burzliwe objawy chorobowe, kończące się często śmiercią. Analogiczne zjawisko zaobserwował słynny bakteriolog Simon Flexner (1863-1946).
Na tym kończą się zasadniczo poszukiwania „po omacku”. Na arenę wkracza szkoła Louisa Pasteura; następuje bujny rozwój bakteriologii i immunologii, które stały się podstawą rozwoju nauki o alergii. Zdolność obserwacji i rejestrowania faktów jest niezwykle cenną zaletą badacza. Połączenie tych cech z dociekliwością nad przyczynami zjawiska i wyciągnięcie wniosków z dalszych badań daje szanse sformułowania teorii o nieprzemijających wartościach. Właśnie tak podszedł do tego badacz francuski Charles Richet, laureat Nagrody Nobla za pracę nad anafilaksją. A mogło być inaczej. Gdyby ograniczył się, jak Franęois Magendie, tylko do rejestracji faktu, nie wszedłby prawdopodobnie do historii alergologii. Ponieważ poszedł dalej, otworzył nowy rozdział w nowej dziedzinie wiedzy.

W 1898 r. Richet i Hencicourt prowadzili badania na psach. Zauważyli oni, że pierwsza dawka surowicy węgorza wstrzyknięta psom była całkowicie nieszkodliwa. Przy powtórnym wstrzyknięciu psy chorowały. Badacze ci przeszli do porządku nad tym zagadnieniem. Los uśmiechnął się jednak do Richeta i mógł on jeszcze raz zetknąć się z tym zjawiskiem. W swych wspomnieniach, analizując przyczyny sukcesu naukowego, Richet podkreśla, że ktoś może pracować nad jednym zagadnieniem przez całe życie i nie wykryć niczego, co miałoby podstawowe znaczenie dla nauki, innemu natomiast udaje się dokonać wielkiego odkrycia przy stosunkowo małym nakładzie pracy. A więc przypadek plus dociekliwość oraz zdolność uogólniania — i ludzkość uzyskała teorię anafilaksji, która błyskawicznie pchnęła liczne działy medycyny na nowe tory.

Tym przypadkiem była propozycja odbycia jachtem wspólnej podróży po Oceanie Indyjskim, wysunięta przez księcia Monaco Alberta w 1902 roku. W czasie tej podróży Richet wraz z pomocą towarzyszącego mu Portiera zajęli się badaniem toksycznych właściwości stułbiopławów (Physaha). Badacze ci stwierdzili, że jad tych zwierząt jest toksyczny dla kaczek i myszy. Po powrocie do Francji chcieli kontynuować swe prace, lecz z powodu niemożności otrzymania zwierząt, na których eksperymentowali w czasie swej podróży morskiej, byli zmuszeni rozpocząć eksperymenty z jadem ukwiałów (Actinaria). W pewnych przypadkach psy, pomimo ciężkich objawów chorobowych, przeżywały wstrzyknięcie toksyny. Następnie Richet i Portier użyli tych psów do ponownych doświadczeń z substancjami toksycznymi ukwiałów i ze zdziwieniem przekonali się, że ponowne wstrzyknięcie takiej samej dawki toksyny jak przy pierwszym doświadczeniu wywoływało prawie natychmiastowy zgon zwierząt. Zaintrygowani wynikiem dotychczasowych doświadczeń, wstrzyknęli zdrowemu psu Neptunowi 0,1 ml roztworu toksyny, na którą zwierzę w ogóle nie zareagowało. Po 22 dniach ponowne wstrzyknięcie psu takiej dawki toksyny spowodowało wystąpienie znamiennych objawów wstrząsu anafilaktycznego i śmierć w 25. minucie doświadczenia. Zamierzeniem Richeta było zbadanie właściwości toksycznych pewnych ciał, być może z myślą opracowania szczepionki przeciwko nim.
Immunologia znała już wtedy pojęcia szczepień ochronnych i dlatego można było sądzić, że powtórne wstrzyknięcie uodporni zwierzę na jad. Tak się jednak nie stało. Nie nastąpiło to, co immunolodzy nazywają profilaksją — ochroną, wystąpił stan odwrotny, który Richet nazwał anafilaksją — brak ochrony.
W 1890 r. skromny lekarz z Wolsztyna Robert Koch opracował próbę, u podstaw której leżą zjawiska nadwrażliwości na swoiste substancje. Była to skórna próba tuberkulinowa, wykrywająca nadwrażliwość na wytwory prątka gruźlicy — tuberkulinę. Richet uznawał i doceniał wielkie odkrycie Kocha, czemu daje wyraz w swych pamiętnikach.
Richet pracował z substancjami toksycznymi, dlatego też udawało mu się uzyskać objawy anafilaktyczne u psów, które nie są wrażliwe na uczulenia. Maurice Arthus zaś wykazał objawy anafilaktyczne za pomocą substancji nieszkodliwej, jaką jest surowica końska (1903 r.). Wywołał on anafilaksję ogólną po ponownym dożylnym wstrzyknięciu królikowi surowicy końskiej; wstrząs powstawał niezależnie od tego, czy pierwsze wstrzyknięcie wykonano podskórnie, dożylnie czy dootrzewnowo. Po następnych podskórnych wstrzyknięciach surowicy w to samo miejsce (wstrzyknięć dokonywano co 6 dni) czwarte wstrzyknięcie wywoływało burzliwy odczyn miejscowy w postaci obrzęku, zaczerwienienia i martwicy. Arthus nazwał to anafilaksją miejscową. Współcześni mu nadali temu odczynowi nazwę „zjawiska Arthusa”.

 


W laboratorium Teobalda Smitha w Stanach Zjednoczonych przy pracach nad miareczkowaniem surowic odpornościowych obserwowano u świnek morskich objawy wstrząsu przy powtórnym wstrzyknięciu surowicy (1905 r.). Jeden ze współpracowników wielkiego uczonego, Otto, nazwał te zjawiska „objawem Teobalda Smitha”, wprowadzając to pojęcie na łamy niemieckiej prasy fachowej. Sławny amerykański alergolog Bret Ratner przypuszcza, że niemiecki badacz Otto nie mógł nie wiedzieć o pracach Francuzów — Richeta i Arthusa, lecz wolał przypisać autorstwo nowego pojęcia Amerykaninowi Smithowi. „Objaw Teobalda Smitha” długo błąkał się wśród terminów alergologii. Zasługą Smitha jest jednak to, że zwrócił uwagę na świnkę morską, która, będąc niezwykle podatna na uczulenie, stała się podstawowym zwierzęciem doświadczalnym w badaniach nad anafilaksją. Powstały teoretyczne podwaliny nowej dziedziny wiedzy.