Skip to main content

Alergia chorobą społeczną

Założenie II:
Nasilenie chorób alergicznych wzrasta wraz z postępem cywilizacji.
Czy można alergozy zaliczyć do chorób cywilizacyjnych? W pewnym sensie na pewno tak. Nie jest to tak bezwzględnie pewne jak w tzw. padaczce telewizyjnej czy innych chorobach, ściśle związanych z wprowadzeniem nowych „udogodnień” lub „utrudnień” cywilizacyjnych. Wprowadza się do powszechnego użytku wiele nowych związków chemicznych, zatruwa atmosferę pyłami i wyziewami, powoduje osłabienie naturalnej odporności i przeciążenie układu nerwowego. To wszystko sprzyja występowaniu alergoz. Przecież w XVI w. Jan Baptista van Helmont nie mógł pisać o uczuleniu na aspirynę, penicylinę, gumę itp., bo ich nie było. Postęp techniczny sprzyja wprowadzaniu do powszechnego użycia coraz to nowych substancji, a wraz z tym wzrasta niepomiernie możliwość uczulenia nimi ogromnych mas ludności.
W XVIII i XIX w. farmer mieszkający na Alasce, gdzie nie ma ambrozji, nie miał żadnych szans na turystyczną podróż do stanu Kentucky, gdzie jest ona bardzo rozpowszechniona. Nie miał on po prostu możliwości uczulenia się ambrozją. Ambrozja jest pasożytem ziemi uprawnej, a więc w miarę ubytku ugorów wzrasta możliwość jej rozpowszechniania się.


Rozwój przemysłu spożywczego umożliwia wprowadzanie na rynek coraz lepszych odżywek dla niemowląt, a kobieta współczesna chce także korzystać z udogodnień cywilizacyjnych. Zmniejsza się więc liczba matek karmiących swe niemowlęta mlekiem kobiecym. Zwiększa się liczba dzieci zagrożonych chorobami alergicznymi. Glaser podaje, że u dzieci karmionych sztucznie częściej stwierdza się alergiczne choroby skóry niż u dzieci karmionych mlekiem kobiecym. I tak dalej, i tak dalej. Można by tych przykładów wymienić dziesiątki.
Jak już podkreślałem, systematyka chorób alergicznych jest jeszcze niedoskonała, statystyka również szwankuje. Można przytoczyć jednak pewne fakty i liczby, które ilustrują podane założenie. Może najgorszym przykładem jest w tym wypadku katar sienny. Pyłki roślinne przecież zawsze istniały. Musi budzić refleksję fakt, że Bostock już na początku XIX w. w ciągu dziewięciu lat praktyki lekarskiej obserwował jedynie 29 przypadków tej choroby. Sam przecież chorował na katar sienny, interesował się tym zagadnieniem. Coś w tym jednak jest, że ja dzisiaj mogę na co dzień obserwować katar sienny. Na kilkunastu lekarzy zatrudnionych w klinice, w której pracuję, dwoje z nich płacze i kicha w czerwcu. Jest to katar sienny. Nie muszę go szukać daleko. Liczba przypadków kataru siennego na pewno wzrasta z każdym dziesięcioleciem.
Alergia jest znacznie częstsza w Ameryce niż w Europie. Dotyczy to jeidnak nie całej Ameryki, a jedynie Stanów Zjednoczonych. W Ameryce Południowej nasilenie jej jest znacznie mniejsze. Nie trzeba chyba przypominać, że różnica w poziomie cywilizacji pomiędzy tymi dwoma częściami Ameryki jest ogromna.
Statystyki są niedoskonałe i z tego też względu nie należy im bezwzględnie ufać. Trudno jednak sobie wyobrazić, ażeby tylko sam błąd krył się w statystyce Rudolfa Abderhaldena, który w 1918 r. określił odsetek występowania astmy w populacji Stanów Zjednoczonych na 0,26%, a 20 lat później Collins skorygował te dane na 0,9%. W Holandii na 1000 robotników w 1931 r. (Mundendam) 1 chorował na astmę, a w 1953 r. więcej niż 3. Należy podkreślić, że dawniej do wspólnego worka pod nazwą „astma” wpychano wiele niealergicznych chorób układu oddechowego. Od tego czasu rozpoznanie tej choroby jest bardziej precyzyjne i wiele przypadków, które dawniej zaliczono by do astmy oskrzelowej, dziś wywędrowuje do statystyki chorób układu krążenia, rozedmy i gruźlicy.

Ktoś mógłby mi zarzucić, że teza moja nie jest słuszna, że u zwierząt także stwierdza się alergozy. To prawda, weterynaria zna choroby alergiczne. Stwierdzano je tylko u zwierząt domowych. Paradoksem poziomu współczesnej cywilizacji jest jednak to, że wiele zwierząt żyje dziś w lepszych warunkach cywilizacyjnych niż niejeden człowiek. Psy jadają konserwy, krowy mają sztuczne uzębienie, ogromna liczba zwierząt „cywilizacyjnych” poddawana jest szczepieniom ochronnym. Nikt jednak nie udowodnił występowania chorób alergicznych u zwierząt dzikich, żyjących na wolności. Zwierzęta domowe żyją w warunkach zbliżonych do warunków bytowania człowieka. Korzystają z dobrodziejstw cywilizacji. Podróżują, korzystają z elektryczności i kaloryferów, mas plastycznych i leków i chorują na alergozy. Do typowych alergików należy koń i świnia (najbliżsi są pod tym względem człowiekowi), potem krowa i pies. U zwierząt występują głównie alergozy pokarmowe i pokrzywka. Zdarza się również obrzęk Quinckego. Nawet katar sienny, choć rzadki, trafia się u zwierząt. Co będzie, gdy dolegliwość ta nasili się u zwierząt? Wyobraźmy sobie krowę, która doznawałaby napadów kataru siennego w najlepszym okresie wypasu.
Wszystko wskazuje na to, że alergia będzie jednak chlebem powszednim naszych wnuków. Trzeba jakoś temu przeciwdziałać. Nigdy nie wiadomo, czy alergia nie zmieni w przyszłości profilu, czy nie będzie jeszcze bardziej dokuczliwa niż dotychczas.

Założenie III:
Alergozy są problemem ekonomicznym.
Czy tak jest rzeczywiście? Czy choroby, o których tak mało wiemy, na które tak mało łożymy w skali budżetu służby zdrowia, mają jakieś odbicie w ekonomice naszego kraju?
Choroby alergiczne są na bocznym torze oficjalnych zainteresowań naszej służby zdrowia i oficjalne statystyki nie poświęcają im należytej uwagi. Wszystkie wyliczenia z konieczności muszą opierać się na porównaniach lub analogii. Rozumowanie nasze przeprowadzimy na podstawie jednej tylko jednostki chorobowej o podłożu alergicznym, mianowicie astmy oskrzelowej. Dane dla Holandii są zbliżone do danych wykazywanych przez klinikę Jana Obtułowicza w Krakowie. W Holandii 2,3% rent inwalidzkich przyznawanych jest z powodu astmy oskrzelowej, a 1% ogólnej sumy wypłat z tytułu zwolnień chorobowych przypada na tę chorobę. Schorzenie to należy do chorób przewlekłych z okresowymi zaostrzeniami. Przewlekłość procesu chorobowego wymaga stałego podawania leków, okresowego leczenia uzdrowiskowego, a w stanach zaostrzenia — leczenia szpitalnego. Z moich obserwacji wynika, że skromnie licząc chory na astmę zużywa średnio w ciągu tygodnia leków za sumę około 50 zł. Co czwarty z nich leczy się przez miesiąc każdego roku w szpitalu i raz na pięć lat przebywa w sanatorium. Możemy to spróbować policzyć. Zastrzegam się, że liczby te daleko odbiegają od ścisłości i stanowią jedynie poglądową ilustrację problemu.
Mogę się mylić. Może to zbyt dużo. Może realnie jest to 1/4 tej sumy, ale nawet i tak jest to suma niebagatelna. Proszę wziąć pod uwagę, że to tylko astma oskrzelowa. Jest to na pewno najważniejsza społeczna alergoza, lecz stanowi ona jedynie 10% ogółu chorób alergicznych. Gdzie umieścić w tej statystyce zwolnienia matek z powodu choroby dziecka? Gdzie włączyć indywidualny wysiłek rodziny płacącej spore sumy za pobyt swych dzieci w górach czy nad morzem? Jak ująć spadek wydajności pracy spowodowany napadami własnej choroby czy czuwaniem nocnym z powodu choroby dziecka? Jak wyliczyć straty wynikające z powodu powtarzania roku nauki przez ucznia lub studenta? Jak obliczyć straty wynikające z późniejszego wchodzenia alergika do pracy produkcyjnej czy też kończącego ją w sile wieku? Statystyki dotyczące samej astmy oskrzelowej podają, że 60% chorych dotkniętych tą chorobą to ludzie w wieku 20-40 lat, a więc w okresie najbardziej korzystnym z punktu widzenia wydajności pracy.